Tęsknota urzędującego prezydenta za życiem ziemianina przybierała groteskowe formy. Nie od dzisiaj wydaje mi się, że do urzędu bez znaczenia, czyli Marszałka Sejmu, Tusk i ww. nadawali się wyśmienicie. Pierwszy wydzielił z klubu poselskiego koło piłkarskie, a drugi miał zabawę w troskliwego gospodarza polskiej ziemi. Polityczne okoliczności pchnęły ich na stanowiska zbyt wysokie jak na ich umiejętności. O sile rażenia kultury sarmackiej świadczyła dubeltówka zawieszona u młodego Komorowskiego na ścianie i świadczy poniższy dokument, w myśl którego po zatrzymaniu kilkudziesięciu osób na nielegalnym zebraniu politycznym Komorowski bezbłędnie podawał zaproponowane myśliwskie menu, a całą sprawę traktował jak grudniowy kulig (i przypuszczalnie okazję do szlacheckich konkurów). Cytowany dokument przy odrobinie złej woli mógłby świadczyć o słabej odporności Komorowskiego na szykany funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa i możliwość szantażowania go. Jednak zasadniczą sprawą dzisiejszej publikacji jest to, że, mimo ustawowego obowiązku, pracownicy IPN nie podali sygnatury teczki, z której pochodzi poniższy dokument, w Katalogu „Osoby publiczne” i w zakładce Bronisław Komorowski. Ta sama kwestia dotyczy wymienionego w dokumencie prof. Marka Barańskiego. Pozornie zakładka z dokumentacją Barańskiego widnieje w Katalogu IPN „Osoby rozpracowywane…”, jednak również bez sygnatury teczki poniższego dokumentu. Ponieważ prof. Barański pracuje obecnie na UKSW, nie sądzę, aby odjęcie mu 5 lat działalności opozycyjnej, miało wpływ na jego sen i opinię o IPN.
Zanim nabędą Państwo cz. 2 „Resortowych dzieci” z gwarancją braku dodruku, proponuję pewnego rodzaju prequel tj. tematycznie powiązaną opowieść o ojcu funkcjonariusza Departamentu I MSW. Severski, na fali popularności literackiej, bardzo chętnie dzielił się z dziennikarzami wiedzą o życiu urodzonego w Wilnie ojca. W ten sposób zachęcony również podzielę się z Państwem tym, o czym Severski o swoim ojcu nie powiedział i chyba nawet wiedzieć nie chciał.
Dokumenty Służby Bezpieczeństwa o wieloletnim dyrektorze Muzeum Literatury chodzą za mną już wiele lat. Najdłużej teczka, której sygnaturę mogą Państwo znaleźć na liście Wildsteina. Jej treść niewiele wnosi do biogramu Janusza Odrowąż-Pieniążka, dopiero lektura teczek ze środowiska muzealnego pozwala wyrobić sobie o nim zdanie. Niestety, nie jest to zdanie, które Janusz Odrowąż-Pieniążek by zaakceptował. Zwłaszcza, że w 2013 r., na łamach miesięcznika „Lampa” podawał się za opozycjonistę. Taki numer może przejdzie z redaktorem naczelnym „Lampy”, ale nie z materiałami SB.
W ramach remanentu wracam do sprawy pogrzebania polskiej lustracji. W dniu 13.03.2015 r. publikowałem o zaniechaniach w sprawie lustracji Ireny Dziedzic. Podobne pisma wysłałem jeszcze w sprawach 3 osób: Włodzimierza Cimoszewicza, Jana Kołtuna i Jakuba Borawskiego. W tej chwili mam 4 odpowiedzi, w myśl których nie dzieje się nic złego, gdy prokurator pionu lustracyjnego IPN orzeka się o uznaniu Oświadczenia za prawdziwe na podstawie części akt. Rzekomo w żaden sposób nie wykazałem, aby którykolwiek prokurator naruszył prawo. Mam tylko uwagę, że gdybym nawet chciał wykazać prokuratorowi zaniedbania, to najpierw nie dowiedziałbym się, który prokurator sprawę prowadzi, ani czy w ogóle jest jakaś sprawa. Od 2011 r. odmawiano mi wielokrotnie podania informacji, kto złożył i jakie Oświadczenie lustracyjne. Przykładem z ostatnich tygodni jest pismo IPN, w którym podano, że nie ma tam akt sprawy Oświadczenia lustracyjnego Tomasza Turowskiego!
Podobną trudność w obróbce, jak treść kartotek operacyjnych, sprawiają pracownikom IPN dane z ZSKO. W tym przypadku wybrałem właściwy tryb ubiegania się o uzupełnienie spartolonej kwerendy. Moja tresura rokuje na przyszłość.
W IPN panuje już taki bałagan, że przy prowadzeniu kwerendy nie są uwzględniane podstawowe dane uzyskane z kartoteki operacyjnej. Upominać trzeba się tam o wszystko, a jeszcze należy wybrać właściwy sposób upominania się. Pod tym względem biurokracja IPN jest wyjątkowo uciążliwa. To jest ten sposób niewłaściwy:
W styczniu publikowałem o wycinku z rocznego bilansu pracy prof. Jerzego Eislera na stanowisku Dyrektora Oddziału IPN w Warszawie. W tekście zabrakło tzw. spojrzenia porównawczego. Samego mnie to zastanowiło, czy 42 skargi uznane przez zwierzchników dyr. Eislera za zasadne, to może nie jest rekord? Skorzystałem ponownie z ustawy o udzielaniu informacji publicznej. Muszę jednocześnie pochwalić, że opornie, ale jednak w IPN informacji się udziela. Może to trwać 60 dni, może trzeba prosić o uzupełnienie, ale ustawy tej nie bojkotują.
W przedostatnim dniu 2014 r. był Pan łaskaw wypowiedzieć się na moim blogu w sprawie tw ps. „Leszek”. Zrelacjonował Pan rozmowę telefoniczną z niejakim Leszkiem Żebrowskim, w której ten ostatni zapowiedział powstanie opracowanej naukowo ekspertyzy teczki tw ps. „Leszek” pióra pracownika IPN i uzależnił od niej złożenie Wniosku autolustracyjnego. Zastrzegł Pan, że tej wiadomości nie weryfikuje. Cieszę się z Pana przezorności. Zapowiedź niejakiego Leszka Żebrowskiego postanowiłem zweryfikować za Pana dla moich Czytelników. Wykorzystałem do tego ustawę o udzielaniu informacji publicznej. Przykro mi, że publikuję na ten temat z opóźnieniem, jednak można sprawdzić, że są kwestie ważniejsze niż sprawa „Leszka”. Leży przede mną pismo Dyrektora Generalnego IPN nr BDGII3-053-2(8)/15 z 25.02.2015 r., według którego: 1) w Biurze Edukacji Publicznej nie prowadzi się żadnych prac dot. Leszka Żebrowskiego, 2) żaden pracownik IPN nie zwracał się do Prezesa o zgodę na przygotowanie publikacji dot. Leszka Żebrowskiego. Jaki wniosek Pan wyciąga z tej informacji? Proszę o powtórną wypowiedź.
Raz na tydzień- jakaś wpadka (archiwalna). Można rzec, że w IPN wzorują się na „GaPie”. Wykazywałem wielokrotnie, że zgubić nr rejestracyjny (teczkę) to dla pracowników IPN betka, ale mylić imiona parlamentarzystów?
Ładna pogoda w sobotę, więc nie mam, co zaczynać poważnych tematów. Na subotnik kolejny parlamentarzysta z przełomu epok, z kolejną nierzetelną kwerendą archiwalną pracowników (O)BUiAD: